niedziela, 17 sierpnia 2014

Sen pierwszy.

Siedzę nad kubkiem parującej kawy, przez okno wpadają promienie porannego słońca. W tle cicho gra radio, o tak wczesnej porze puszczają naprawdę cudowne piosenki. I nie trzeba mi już niczego więcej. Jestem w swoim świecie, gdzie brak mężczyzn kompensują właśnie takie poranki.

„Czy czasem nie brakuje ci faceta?” Pytają przyjaciółki. Oczywiście. Są momenty gdy miałoby się ochotę do kogoś przytulić, zwyczajnie podzielić tą ogromną ilością trosk. Jako poważna pani doktor w kwiecie wieku, jestem uznawana za wzór do naśladowania. Tylko czy ta samotność i pełne poświęceń życie nie bywa czasem zbyt altruistyczne? Poniekąd. Od dzieciństwa uwielbiałam zadawać sobie pytania retoryczne. I tak zostało mi do dziś.

Sekundę.
Przecież każdy z nas ma swoje pytania retoryczne, na które nigdy nie chciałby odpowiadać.

*

Siedzę nad kubkiem kawy, przez okno wpadają promienie porannego słońca. W tle cicho gra radio, a ja ze zdziwieniem unoszę brwi, bo dawno nie słyszałem tak dobrych kawałków. Zanim moje dziecko się obudzi minie jeszcze trochę czasu, te długie poranki mam całkowicie dla siebie.

„Czy czasem nie brakuje ci kobiety?” pytają kumple. Oczywiście. Bywają momenty gdzie chciałbym móc się obudzić obok długowłosej istoty i przywitać ją pocałunkiem. Zwierzyć się z nurtujących myśli, ukoić ból każdej kolejnej kontuzji. Kobieta wiedziałaby jak rozmawiać z moim synem, który zdecydowanie potrzebował matki. Nigdy nie lubiłem pytań retorycznych. Przerażały mnie. I tak zostało mi do dziś.

Gdybym mógł cofnąć czas...czy to by coś zmieniło?

Nie mogę po raz kolejny katować się tym pytaniem dlatego wstaję, zakładam adidasy i ruszam jak każdego ranka przebiec 10 kilometrów. Zaczynam zlepek rutynowych czynności bo wiem że dzięki temu, któregoś dnia, nie będę musiał pamiętać że trzeba oddychać.

*

Dzień wypełniony pracą to najlepszy sposób na ponure myśli. Gdy grafik jest tak napięty że nie mam nawet czasu na posiłek, nie zadaję sobie zbędnych pytań. Moje ciało wykonuje stanowcze nakazy mózgu, ratując kolejne ludzkie życie.
- Pani doktor, tętno spada. Podać lidokainę?
- Tak. I 20 mg epinefryny. Łyżki w pogotowiu- zarządziłam, szykując się do kolejnej walki o pacjenta. Z kim walczyłam? O tym z kolei lubiłam rozmyślać. Czasem sądziłam że to Anioły, stojące obok stołu operacyjnego i czekające na dusze umierających. Niekiedy myślałam że śmierć ma oblicze pięknej kobiety, biorącej w ramiona dusze moich pacjentów. A w niektóre dni po prostu miałam wrażenie że Boga nie ma. Tak jak i życia po śmierci. To były te momenty, gdy umierało dziecko, zostawiając w żałobie całą rodzinę i personel szpitala. Rodzice nie zabierali mnie do kościoła, więc nie znałam wiary katolickiej. Czasem z ciekawości zaglądałam do szpitalnej kaplicy, spoglądając na pełne nadziei, rozmodlone twarze. Zazdrościłam im tej wiary, poczucia, że nie wszystko zależy od nich i mają w kogo wierzyć. A ja zawsze wierzyłam tylko w siebie i swoje umiejętności bo właśnie tego mnie nauczono.

- Parametry w normie, możemy kontynuować- głos anestezjologa tylko potwierdził moją tezę. Ostatnie szwy na aorcie, sprawdzenie przepływu i serce trzymane w dłoni. Pulsująca konstrukcja, najważniejszy wynalazek ciała człowieczego. Kwintesencja mojego zawodu, pompa wytaczająca hektolitry krwi. Znów wygrałam ze śmiercią.

„Pani doktor, proszę podpisać kartę.” „Za tydzień wizytacja, pokażesz swoją nową metodę koronografii.” „Jesteś naszym skarbem, najlepszy kardiochirurg w regionie”. Wszyscy po mojej stronie, dla nich byłam bohaterem. Tu po prostu się liczyłam, miałam swoje miejsce w hierarchii. Dopiero gdy wyczerpywałam możliwość dodatkowych dyżurów nocnych branych za kolegów i koleżanki, a ordynator wręcz nakazywał mi odpoczynek, wracałam do pustego mieszkania na obrzeżach Bełchatowa. Wraz z przekroczeniem progu mieszkania, napadała na mnie głucha cisza i niewyobrażalna pustka. Kolacja dla jednej osoby, spacer z ukochanym czworonogiem. Lampka wina przy cichej muzyce i dobra książka, od dawna czekająca na przeczytanie. Tak spędzałam jeden z niewielu wolnych wieczorów od pracy w miesiącu.
Położyłam się dopiero, gdy księżyc machał na pożegnanie chmurom i ustępował wschodzącemu słońcu. Nie umiałam zasypiać. Tak było i tym razem. Po męczącej i bezsensownej walce wstałam, zapięłam Jezzmenowi smycz i ruszyliśmy na długi poranny spacer w barwach pomarańczowego słońca.

*

Dzień wypełniony po brzegi drobiazgami to najlepszy sposób na przetrwanie. Poranek spędzony z synkiem, odwiezienie go do szkoły, potem poranny trening, zakupy, przyszykowanie obiadu, odebranie Oliwiera, odrobienie lekcji, popołudniowy trening, odebranie Oliwiera z piłki nożnej, kolacja, bajka, ułożenie dziecka do snu… I na tym kończył się wyznaczony harmonogram dnia. Gdy mały zasypiał, zostawałem sam ze swoimi myślami.

 Kim się stałem? Jak to możliwe że z dnia na dzień, ot tak, zawaliło się wszystko to na co tak ciężko pracowałem? Byłem taki dumny, że jako jeden z nielicznych wśród kolegów miałem ustabilizowane życie. Kochająca żona, wspaniały syn, wyśmienita kariera, zagraniczne podróże i zdobywanie rosyjskich parkietów… Potem wiadomość że ponownie zostanę ojcem. To jeszcze bardziej mnie uskrzydliło. Jeśli ktoś był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, to na pewno ja. Cieszyłem się jak głupi, sądziłem że wykradłem samemu Bogu skarpety.

Wzór do naśladowania dla młodych chłopaków. Tysiące zakochanych fanek. Oddani kibice. Stawiano mnie na piedestale polskiej siatkówki, nazywano „profesorem”.
„Panie Winiarski, prosimy o udzielenie wywiadu.” „Jak skomentuje pan porażkę swojej byłej drużyny w Lidze Mistrzów?” „Jakie jest pana zdanie na temat PZPS-u?”.
Tak, byłem pytany o wszystko, liczono się z moją opinią. A teraz zaginął słuch o cudownym dziecku siatkówki, pozostał podstarzały facet dogorywający w Bełchatowie i skreślony z kadry po kompletnie nieudanym sezonie.

- Winiar, wiem co odpowiesz, ale z grzeczności zapytam. Jedziemy z chłopakami na weekend do Łodzi. Przyłączysz się?
- Skoro wiesz co odpowiem, to po co pytasz?- warknąłem, zły na Karola.
- Może czas żebyś się rozerwał, hm?- poparł przyjaciela Wrona, od niedawna szczęśliwy mąż.
- Na twoim miejscu zostałbym w domu z Martą, a nie zabawiał się gdzieś w nocnych klubach- przez moje słowa płynęła czysta zazdrość. Boże, ile ja bym dał za jeden weekend z Dagmarą…
- Okej, więcej nie będę pytał- odeszli obrażeni, a ja kajałem się w duchu za tę opryskliwość. Kiedyś dusza towarzystwa, byłem pierwszy do zabawy i głupich żartów. A teraz…

Przewracając się z boku na bok, walczę z uporczywą bezsennością. Kolejną noc z rzędu pożera mnie od środka i nie umiem jej się przeciwstawić nawet tak bardzo zmęczonym ciałem i duchem. Nie potrafię zasypiać gdy jestem sam, a puste miejsce po lewej stronie łóżka leży nietknięte od dwóch lat. I choć mógłbym zajmować cały mebel, to wciąż zwijam się w pozycji embrionalnej na swojej połowie. Odrzucam z impetem kołdrę i na bosaka przemierzam metry kwadratowe tego dużego mieszkania. Zaglądam do pokoju synka, którego nietknięta dziecięca wrażliwość pozwala na spokojny sen. Wzdycham bezgłośnie i zamykam drzwi.

Wychodzę na balkon, nie zważając na chłód październikowego poranka. Promienie wschodzącego słońca oślepiają moje oczy, a zmarszczone czoło odczuwa przyjemne ciepło. Przez półprzymknięte powieki mam wrażenie że widzę anioła skąpanego w ogniu. Dopiero gdy przypatruję się intensywniej, dostrzegam zarys kobiecej sylwetki. W kasztanowych włosach damy odbija się słońce a merdający ogonem biszkoptowy labrador podskakuje naokoło niej. Miło jest poczuć czyjąś obecność o tak wczesnej porze. Nawet jeśli ona mnie nie widzi i dlatego nie krępuje się ze swoim cichutkim śpiewem. Nie burząc jej świata, odprowadzam Kasztanową wzrokiem. Gdy znika za zakrętem ulicy, wracam do pokoju i zaparzam kawę. Usypiam nad parującym kubkiem, w ciepłych promieniach porannego słońca.

I dopiero gdy Oliwier przybiega rozespany do kuchni, szturchając mnie mocno w ramię, budzę się gwałtownie.
- Tato, zaspaliśmy!- mówi z niepokojem i wtarabania się na moje kolana. Przytulam syna do piersi i macham ręką.
- Wcale nie zaspaliśmy Oli. Dziś jest sobota- śmieję się- i wiesz co synku? Wpadłem na genialny pomysł.
- Na co tatku?- pyta chłopiec ustami swojej matki.
- Kupimy sobie psa!


~*~

Witajcie Moje Drogie! 
Dzisiejszy Memoriał był impulsem do ujawnienia tego co od dawna leży na moim dysku. Ktoś był i mnie widział? :D
A teraz na poważnie- S. wróciła i zamierza skończyć to co zaplanowała i tak haniebnie zostawiła na długie miesiące.
Żeby było szybciej, łączę prolog z rozdziałem pierwszym. I tak chyba będę robić dalej, coby to migusiem pokazać wszystkim krytycznym oczom i literackim łasuchom mojej twórczości (żart, takich nie ma).
Jeśli ktoś jest chętny do dalszego czytania- będę informować Te co mam w zakładce i ewentualnie na asku. 
Jak się w ogóle podoba? Coś dodać, coś zmienić, coś obciąć? 
Piszcie. 
No chyba że jesteście bardzo złe :p 
Całuję i przepraszam za tak długą nieobecność.
S. :*

20 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim... cieszę się, że jesteś znów z nami! :* Przyznam szczerze, że brakowało mi Twoich wpisów, bardzo!
      S., wiedz, że jestem oczarowana po przeczytaniu tekstu powyżej. Oczarowana i głodna dalszej treści. To jest piękne samo w sobie.
      Ona potrzebuje faceta. On potrzebuje kobiety i matki dla swojego syna. Oboje kogoś potrzebują. Potrzebują siebie... Mam nadzieję, że niebawem na siebie trafią, gdzieś przypadkiem... :)

      Czekam na ciąg dalszy. :*
      Całuję i... tęsknię! :(

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Po pierwsze bardzo się cieszę, że wróciłaś :*
      Po drugie masz to jak w banku, że ja tutaj po prostu będę. Lubię tego typu historie, gdzie prawie we wszystkim widzę wielki znak zapytania.
      Michał został sam z dzieckiem, bez żony, która najprawdopodobniej umarła. Ona samotna zatracona w jakże szlachetnym zajęciu.
      Mam cichą nadzieję, że to właśnie ona była tym przechadzającym się "Aniołem" :)

      Całuje ♥

      Usuń
  3. szkoda mi Michała. miał szczęśliwą rodzinę, a teraz został mu już tylko syn. pewnie samemu trudno było mu to wszystko ogarnąć. smutne, ze teraz jest jaki oschły w stosunku do kolegów z drużyny. może gdy pojawi się piesek, Winiar się zmieni? :) a i nie da się zrobić tak, żeby przygarnął pieska ze schroniska? tam też zapomniane biedactwa czekają na kochających właścicieli i nowy domek. :)
    fajnie, że jesteś :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że wróciłaś! I to w dodatku wracasz z Michałem :) Biedny Winiar został mu tylko syn :( Bardzo jest mi go szkoda, ale chyba Pani Doktor pomoże Mu "wrócić" do dawnych czasów. Do czasów gdy był wesoły, towarzyski i kiedy robił innym psikusy! Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super się zaczyna twoje opowiadanie. Przez przypadek wpadłam na niego na asku. Czekam na następny rozdział i na pewno będę czytać dalej. Zapraszam do mnie na chwilauwagi.blogspot.com też o Winiarskim.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaciekawiłaś mnie ta historią :) Już teraz z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bylam. I bede. Tylko ich nie krzywdz. Wszystkich. Nie jakos bardzo.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pastelowe to jest poki co. Jej wróciłaś <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeej,wrzucaj dwójkę jak najszybciej ! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytam i jestem totalnie zauroczona tym rozdziałem. Pisz jak najdłużej, bo wychodzi ci to znakomicie :)
    Zarówno ona jak i on są samotni, ale śmiem twierdzić, że to Michał jest w trudniejszej sytuacji, w końcu jego samotność najprawdopodobniej została uwarunkowana rodzinną tragedią. Mam nadzieję, że jak najszybciej skrzyżujesz ze sobą ich ścieżki :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Historia która wciąga...
    Nie mogę doczekać się 2 ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Od razu mówię, że się cieszę, że wróciłaś, i że zostaję tutaj, bo wciągnęłam się cholernie. Wnioskuję, że Michał został sam z synem przez śmierć żony ale dzielnie sobie radzi z tym z czym przyszło mu się zmierzyć, mam nadzieję, że pani doktor szybko pojawi się w jego życiu :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Byłam kiedyś, będę i teraz <3
    Próbuję odtworzyć czas z początku roku, gdy wpadłaś na ten pomysł i czy ja coś wiedziałam o jego treści, jednak przypominam jedynie, że miała być lekarka, więc niewiele... :/
    Utalentowana, samotna pani chirurg i utalentowany siatkarz, samotny, a wcale nie, bo ma syna. Głodny uczucia do drugiej osoby, jak i lekarka. Co z tego wyniknie? Nie mam pojęcia. Michał postanowił kupić psa, gdy zobaczył, jak Kasztanowa z nim biegała nad ranem. Może będą wspólne wyjścia? przypadkowe spotkania? Coś będzie ^^
    Czekam na kolejne części :)
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Będę zła.
    A wiesz, dlaczego?
    Ponieważ kazałaś mi i innym wspaniałym czytelniczkom czekać aż tyle czasu na swoje kolejne opowiadanie, które od samego początku mnie wciągnęło i woła do mnie "Czytaj, Czytaj, Czytaj!".
    Skoro Michał postanowił kupić razem z Oliwierem psiaka, to może napatoczy się jakaś okazja, żeby spotkać się jeszcze raz (a może i więcej razu) z Kasztanową. ;-)
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Pamietasz jeszcze niejaką Faustysie? :-) tak, to ja xD
    ja sie juz troche pigubiłam we własnej egzystencji i nie wrócę już raczej do blogowego świata. Dlatego tym bardziej cieszę się, ze Tobie sie to udalo! Gratuluje z całego serca <3
    Epinefryna? To mi sie kojarzy tylko i wyłącznie z dr Housem ;)
    A poza tym to w dalszym ciągu kocham Winiara miłościa wielką :D
    I przynajmniej jestes w swoim żywiole, jeśli chodzi o zawód naszej bohaterki ;)

    Samotność jest przesrana. I wydaje mi sie, ze każdy potrzebuje drugiej osoby, nawet jesli twierdzi co innego. A juz na pewno Winiar, ktorego syn potrzebuje kochającej matki... bardzo podoba mi sie zamysł tej historii i i mam nadzieję, ze losy tej dwójki się jakoś złączą.
    Czekam niecierpliwie na kolejny!
    Całuję, Faustyna Lee :*

    OdpowiedzUsuń
  16. W końcu jesteś z powrotem w świecie blogów i mi się to zdecydowanie podoba :) Co do Twojego pytania w posłowiu to tak byłam na Memoriale i Cię widziałam :P
    Wracając do opowiadania to aż mi się serce kraja jak bardzo samotni są bohaterzy opowiadania. Każde z nich przeżyło ciężkie chwilę. Ona potrzebuje faceta, a on kobiety i matki dla swojego dziecka. Potrzebują wsparcia, miłości i bliskości. Czekam na kolejne odsłony bezsennych :)
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Bożę, aż się stęskniłam za Toba i Twoją twórczością. Czekam na więcej, częściej i nie wiem czy mówiłam, że czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
"Gdzieś to czytałam, albo mi się śniło- chmiel na bezsenność, a sen- na bezmiłość"